Był gorący lipcowy dzień. Samotnie parkiem spacerowała długonoga blond-piękność. Włosy lekko powiewały jej na różne strony. Nagle przed nią pojawiła się czarna furgonetka, która minęła ją. Kobieta nie zauważyła, że auto stanęło tuż za nią. Tylne drzwi furgonu otworzyły się, a ze środka wyszło dwóch zamaskowanych mężczyzn w czarnych kombinezonach. Po cichu podbiegli do kobiety, jeden z nich zastawił jej usta, aby nie krzyczała, a następnie została wciągnięta do furgonetki. Z piskiem opon auto odjechało zostawiając jedynie czarne ślady kół na betonowej ścieżce.
Furgonetka zjechała z drogi i skręciła do lasu, wjeżdżając w jego głąb. W samym środku gęsto zalesionego terenu stał obskurny budynek, który przypominał barak, bądź też magazyn. Auto, przez dużą bramę, wjechało do środka, zatrzymując się. Po chwili drzwi furgonu otworzyły się, a porwana kobieta została wywleczona ze środka. Kierowca również opuścił pojazd i nie było zaskoczeniem, że również ma na głowie kominiarkę. Kobieta miotała się, próbując wyrwać się z rąk porywaczy, jednak bez skutku. Mężczyźni doprowadzili kobietę do ściany, do której były przymocowane kajdany. Kierowca furgonetki rozłożył ręce kobiety, a następnie skuł je kajdanami. Porwana była w szoku i nie wiedziała co się dzieje, nie mogła wydusić z siebie słowa. Jednak po rękach, przyszła kolej na nogi. Kierowca napiął nogi kobiety i przykuł je, tak samo jak ręce. W końcu porwana wyksztusiła z siebie:
– Co wy chcecie mi zrobić?
Jednak w odpowiedzi nie usłyszała ani słowa, zobaczyła najpierw siebie w ogromnym lustrze, które stało przed nią, a następnie „kierowcę” z nożyczkami w dłoni, który zbliżał się do niej.
Mężczyzna rozciął kobiecie bluzeczkę i spódniczkę mini. Okazało się, że porwana nie ma stanika. Wszyscy w sali ujrzeli piękne, kształtne piersi i średniej wielkości. „Kierowca” miał na swych dłoniach skórzane rękawiczki i przez nie zaczął dotykać „wdzięków” kobiety. Z delikatnych pieszczot przeszedł do gwałtownego ściskania, aż w końcu zaczął wymierzać razy to na jedną pierś, to na drugą. Na twarzy porwanej pojawił się grymas bólu, który jeszcze był znośny. Ona nie wiedziała, że to dopiero początek jej męki.
Po kilku minutach bicia piersi, do kobiety podszedł drugi zamaskowany mężczyzna ze skórzanym batem w dłoni. Porwana wiedziała co ją teraz czeka, po chwili jej obawy potwierdziły się, gdy poczuła nieznośnie szczypanie na klatce piersiowej. Potem nastąpiła cała seria chłosty. Bat był zrobiony tak, aby na robił ran na ciele, pozostawiał jedynie blado czerwone pręgi, które znikły po kilku minutach po zakończeniu batowania.
Tymczasem za wielkim lustrem, które okazało się być „weneckim” siedział krześle młody mężczyzna w szarym garniturze, który zimnym spojrzeniem przyglądał się mękom kobiety
Z oczu kobiety zaczęły płynąć łzy, po części z bólu, jednak nad wszystkim górę brał strach i niepewność tego co może wydarzyć się za chwilę. „Kierowca” znów się pojawił w polu widzenia kobiety. Trzymał w ręku metalowe klamerki. Podszedł do porwanej i założył jedną klamerkę na jeden sutek, a drugą na drugi. Kobieta zacisnęła zęby z bólu. Następnie mężczyzna wyjął z kieszeni kombinezonu metalowe kule z haczykami, wielkości tych od bilarda i zaczepił je do klamerek, tym samym pociągając sutki ku dołowi, co sprawiło kobiecie dodatkowe cierpienie.
Gdy ONA myślała, że nic gorszego nie może ją już spotkać, wtedy „kierowca” skorzystał znowu z nożyczek, rozcinając jej białe, jedwabne majtki. Ściągnął je z niej i rzucił na ziemię. W między czasie dwaj pozostali mężczyźni przynieśli maszynę, którą kobieta widziała pierwszy raz na oczy. Niewielka skrzynka połączona była z drążkiem zakończonym gumową końcówką w czerwonym kolorze, w kształcie penisa. Mężczyźni podstawili maszynę pod kobietę, wkładając końcówkę do jej pochwy. „Kierowca” zdjął jej ciężarki z sutków, a następnie włączył maszynę, która zaczęła wibrować w jej pochwie, podrażniając jednocześnie łechtaczkę.
– Przed Tobą pięć godzin przemyśleń. Zastanów się nad swoimi grzechami – powiedział „kierowca” do kobiety.
– Nad jakimi grzechami?! Wypuście mnie! – krzyczała porwana.
– Wypuścimy… za pięć godzin – odparł mężczyzna, poczym odwrócił się na pięcie i wyszedł z budynku.
Obok głównego wjazdu do magazynu, były zwykłe drzwi, to właśnie przez nie wyszedł mężczyzna w garniturze. Dopiero wtedy „kierowca” zdjął kominiarkę. Spojrzał się na eleganta i zapytał:
– I jak? Jest pan zadowolony?
– Oczywiście. Po tej waszej sesji „terapeutycznej” odechce jej się skoków w bok – odparł mężczyzna w garniturze.
– Po tych pięciu godzinach z maszyną, odechce jej się w ogóle seksu… przynajmniej na jakiś czas – dodał „kierowca”.
– Oto wasze wynagrodzenie – elegant wręczył „kierowcy” kopertę wypchaną pieniędzmi. – Pięć tysięcy, tak jak było umówione.
– Chce pan jeszcze popatrzeć na swoją byłą? – zapytał mężczyzna w kombinezonie.
– Chciałbym, ale mam spotkanie.
– Rozumiem… Polecamy się na przyszłość – powiedział z uśmiechem na ustach „kierowca”.
– Będę pamiętać – elegant po tych słowach poszedł w kierunku czarnego mercedesa zaparkowanego pod magazynem.
„Kierowca” założył z powrotem kominiarkę na głowę i wszedł do budynku. Kobieta krzyczała z rozkoszy, która stawała się być nie do zniesienia. Ciągłe orgazmy zaczęły ją wymęczać fizycznie.
– Pozostały ci jeszcze cztery godziny i pięćdziesiąt minut… rozluźnij się – ironicznie powiedział „kierowca” wiedząc, że to nie możliwe.
Mężczyzna w garniturze wsiadając do mercedesa słyszał wrzaski kobiety, ale nie zrobiły one na nim większego wrażenie. Po słuchał ich przez kilka sekund, a następnie wsiadł do wozu i odjechał.
Męczona orgazmami kobieta wiedziała, że przed nią jeszcze prawie pięć godzin męczarni z piekielną maszyną. Do tej pory orgazmy sprawiały jej wielką rozkosz, ale nie w takich ilościach. Te dostarczane przez maszynę, były ponad jej siły. Zdała sobie jednak sprawę, że dzisiejszego dnia nie zazna litości i swoją pokutę odbędzie do ostatniej sekundy…